Piękna obudowa, ale słaba jakość dźwięku i jeszcze gorszy akumulator. Recenzja głośnika Energizer BTS206

Nie spodziewałem się tego, co dostałem w przypadku marki Energizer. Zakładałem może nie topowy głośnik, ale urządzenie spełniające minimalne potrzeby, a do tego wyposażone w solidny akumulator. Jakże się rozczarowałem!

tech
Daniel Burzykowski7 kwietnia 2025

Energizer to legendarna na całym świecie marka baterii, akumulatorów i latarek, która była nawet lokowana (i to całkiem sensownie) w pierwszej grze z serii Alan Wake. Amerykański producent, który zgodnie z informacją na swojej stronie oraz w Wikipedii, w latach 50. XX wieku jeszcze pod nazwą Eveready, zapisał się w historii stworzeniem pierwszych, miniaturowych baterii alkalicznych.

Skoro firma rozwinęła się w potężną, globalną korporację to chyba znak, że ogniwa te musiały być dobre, wydajne i satysfakcjonować swoich klientów, prawda? I w ogóle dlaczego o tym piszę? Dlatego, że naprawdę chciałbym móc to samo powiedzieć o bezprzewodowym głośniku Bluetooth Energizer BTS206 Max PowerSound. Ten okazał się niestety sporym rozczarowaniem i to na wielu aspektach. Zacznijmy jednak od początku.

PLUSY:
  1. Estetyka i dobre wykonanie;
  2. przyjemne, delikatne podświetlenie;
  3. mnogość źródeł odtwarzania;
  4. stabilne połączenie;
  5. całkiem wytrzymały.
MINUSY:
  1. Fatalny czas pracy na akumulatorze;
  2. niejasne oznaczenie odporności;
  3. brak niskich tonów;
  4. zbyt wysoka przy tych wadach cena.

Źródło: Fotografia własna.

Ładne opakowanie i jego zawartość

Muszę przyznać, że BTS206 ma tak fajne pudełko, że potrafiłoby przyciągnąć mój wzrok nawet na wypełnionej po brzegi półce sklepowej. Jest dość duże i sztywne, prezentuje wygląd sprzętu oraz kojarzy się z opakowaniami na baterie producenta. Poza głośnikiem, wewnątrz znalazł się przewód USB-C, kabel audio z 3-pinowym złączem jack 3,5 mm oraz krótka instrukcja. Brakujący pokrowiec byłby co prawda miłym dodatkiem, ale w sumie nic więcej potrzebne nie jest.

Jest całkiem ładny, jak kolorowa bateria AA

W swoim życiu widziałem i przetestowałem dziesiątki głośników. Serio. Powtarzające się „inspirowane” marką JBL projekty stały się utrapieniem tego segmentu sprzętów audio. Jakże miłą i naprawdę ładną odmianą był dla mnie ten Energizer!

Bryła przypomina dużą baterię AA. Przyciski regulacji głośności kojarzą się z biegunami baterii, czyli popularnym „plusem” i „minusem”, a do tego otoczone są ładnie podświetlanymi LED-ami. Na przeciwległej stronie, pod solidną zaślepką znalazło się miejsce dla gumowych przycisków: włącznika, play/pause, regulacji podświetlenia i parowania dwóch głośników w tryb TWS.

Źródło: Fotografia własna.

Obok, pod solidną zaślepką do dyspozycji użytkownika oddano slot na kartę pamięci MicroSD, gniazda AUX, USB-A oraz USB-C do ładowania. Jest też radio FM. Całość bardzo pomysłowo wykończona została elastycznym sznurkiem, który estetycznie owija się wokół membran pasywnych i wychodzi na front urządzenia, tworząc swoistą rączkę, czy też wieszak, na którym spokojnie można BTS206 zawiesić.

Podświetlenie

Pasek LED wykorzystany w głośniku jest naprawdę miły dla oka. Płynnie przechodzi między kolorami i daje bardzo przyjemną poświatę na najbliższe otoczenie. Po zmianie trybu próbuje nawet zgrywać się z odtwarzanymi bitami, ale wychodzi mu to przeciętnie. Jeśli nie szkoda Wam baterii, to można się na to podświetlenie z przyjemnością popatrzeć. Zdradzę jednak, że akumulator w tym urządzeniu będziecie chcieli oszczędzać.

Źródło: Fotografia własna.

Jakość wykonania zaskakuje na plus!

Sprzęt wykonany został z naprawdę niezłych materiałów. Odporna na lżejsze uderzenia tkanina jest dobrze naciągnięta, gniazda bezpiecznie schowane pod zaślepką, przyciski regulacji głośności są duże, a jedynym podatnym na uszkodzenia elementem są membrany pasywne. I to dosłownie pasywne, bo nawet maksymalna głośność i mocne basowe utwory nie są w stanie wprawić ich mocniejsze wibracje. To niestety zwiastuje problemy z niskimi tonami, ale nie uprzedzajmy faktów.

Jednolita bryła, wzmocniona tkanina i zaślepka na gniazdach sprawiła, że postanowiłem go delikatnie „sprawdzić”. Kilkukrotnie upuściłem głośnik w kontrolowany sposób na trawę, piach i ściółkę leśną. Poza zabrudzeniem, nic mu się nie stało.

Stworzyłem też symulację padającego deszczu, a nawet polałem go strumieniem wody z węża ogrodowego. Przez pewien czas brzmiał gorzej, ale kiedy „wypluł” z tkaniny resztki wody i wysechł, dźwięk wrócił do normy. To w sumie nic zaskakującego. Dlaczego? Bo producent chwali się na pudełku standardem odporności IPX65. I tu się na chwilę zatrzymajmy!

Źródło: Fotografia własna.

Krótka rozprawka nt. norm odporności IP / IPX

IP to skrót od „International Protection Rating”, czyli precyzyjnie zdefiniowany normami „współczynnik ochrony” przed czynnikami zewnętrznymi. Pierwsza cyfra po „IP” oznacza odporność na ciała stałe, druga na ciecze. Pierwsza powinna być w skali od 0 (brak ochrony) do 6, druga od 0 (znowu brak ochrony) do 9. Są również normy IPX opisujące wyłącznie wodoszczelność, ale te mieszczą się w skali od 0 do 8.

Czym więc jest w tym przypadku IPX65? Chyba błędem, bo aż tyle znaków nie ma w żadnych znanych mi normach. Gdybym miał obstawiać, to producentowi mogło chodzić o normę IP65, czyli pełną odporność na pył i wodoodporność na zachlapania, deszcz i strumień wody z dowolnego kierunku. Warto jednak podkreślić, że nie wzięto tutaj zanurzania gadżetu, więc raczej nie przeżyje „podwodnej przygody” np. w basenie.

No dobrze, ale jak to w ogóle gra?

Bez owijania w bawełnę – rozczarowująco, by nie powiedzieć słabo. Gabaryty głośnika dawały nadzieję na PRZYNAJMNIEJ zauważalne niskie tony. Tych niestety nie ma praktycznie w ogóle. Tak jak wspomniałem wcześniej, membrany pasywne wzięły sobie do serca swoją nazwę i praktycznie nie drgają nawet w mocno basowych utworach.

Źródło: Fotografia własna.

Bez basu automatycznie nie ma głębi. Dźwięk jest płaski, jak nowoczesne telewizory. Średnie tony i główne linie melodyczne są co prawda dość czyste, ale bez rytmicznego podbicia tła nie robi to większego wrażenia. Najwyższe pasma również są ledwie poprawne. Ot brzmienie przeciętnego głośnika do słuchania lokalnej rozgłośni radiowej.

Przetworniki o średnicy 57 mm umieszczone są na tyle blisko siebie, że efekt stereo jest w zasadzie tylko na papierze. Teoretycznie można go podłączyć do komputera i wykorzystać jako podstawowe nagłośnienie do grania czy oglądania filmów, ale oczekiwałem dużo więcej. Między odtwarzanym obrazem a dźwiękiem na moim Samsungu S22+ nie zauważyłem zbyt dużego opóźnienia.

Producent deklaruje 2 x 10 W mocy. W moim teście BTS206 osiągnął 100 dB maksymalnej głośności z odległości około 150 cm. Niby głośno, ale w tak słabym stylu… Znalazłem także informację, że przetworniki BTS206 są w stanie odtwarzać muzykę w częstotliwości 120 Hz – 18 kHz z impedancją 4 Ohmów. Myślę, że dolne pasmo zaczyna się jednak wyraźnie wyżej.

Energizer tylko z nazwy – czas pracy

Będę szczery – przełknął bym już nawet tę przeciętną (z tendencją do słabej) jakość dźwięku… gdyby ten dość ciężki (nieco ponad 1 kg) sprzęcik rekompensował to długim czasem pracy na jednym ładowaniu! Ale to, co tutaj zastałem, przechodzi ludzkie pojęcie, wychodzi oknem, wraca drzwiami i wali mnie w łysą głowę potężnym młotem z napisem „rozczarowanie”.

5-6 godzin ciągłej pracy na średniej głośności? W sprzęcie marki, która słynie z akumulatorów? To chyba jakaś kpina, prawda? Niestety nie. To właśnie jest realny czas pracy Energizera BTS206. Co gorsze, głośnik nie ma automatycznego wyłącznika na bezczynności!

Źródło: Fotografia własna.

Lubię słuchać muzyki lub podcastów do snu. Włączam treści na Spotify, ustawiam timer na 45 minut i zazwyczaj zasypiam przed jego upływem. Normalne głośniki wyłączają się po kilkunastu minutach bezczynności, ale nie ten tutaj! BTS206 całą noc czuwa, aby… zaraz, jaką całą noc? Po kilku godzinach padł, a rano musiałem go od nowa ładować. Jako konsument mogę to podsumować jednym słowem – dramat.

Łączność i mikrofon

Przynajmniej z połączeniem i zasięgiem nie było żadnych problemów. Dzięki modułowi BT w wersji 5.2 (informacja z pudełka) sprzęt łączy się błyskawicznie i pozwala oddalić się na dobre 20 metrów otwartej przestrzeni bez zakłóceń. To poprawny wynik. Jest też wbudowany mikrofon, który pozwoli przez głośnik porozmawiać. Jego jakość jest przeciętna, ale w sumie nie oczekiwałem niczego więcej.

Podsumowanie? Nie polecam

Dostarczony do testów Energizer BTS206 ładnie wygląda, jest naprawdę dobrze wykonany, wytrzyma opady deszczu oraz odpali muzykę z BT, jacka 3,5 mm, kart microSD i USB. Z drugiej strony niestety brzmi przeciętnie, brakuje mu basu, bardzo krótko gra na jednym ładowaniu i zważywszy na te wady… dużo kosztuje!

Radzę traktować go w kategoriach ładnej ozdoby, niż dobrze grającego sprzętu. W jego cenie da się po prostu z łatwością znaleźć dużo lepiej brzmiące urządzenia.

Sprzęt do testów dostarczył producent.

POWIĄZANE TEMATY: tech test sprzętu

Daniel Burzykowski

Daniel Burzykowski

Kocha gry od kiedy pamięta, czyli od blisko 30 lat. Gra na wszystkim i brzydzi się wojenkami miłośników konkretnych platform. Pisząc do serwisów i czasopism branżowych, a także prowadząc kanał na YouTube przetestował setki sprzętów elektronicznych. Uwielbia oglądać i uprawiać sport z piłką nożną i siłownią na czele. Wychowany i ukształtowany na Dragon Ballu.

Mimo fajnych funkcji i świetnych gier: po prezentacji Switcha 2 mniej osób chce składać zamówienia w przedsprzedaży

Mimo fajnych funkcji i świetnych gier: po prezentacji Switcha 2 mniej osób chce składać zamówienia w przedsprzedaży

Gracz powraca do gier po 14 latach spędzonych w więzieniu i chce wiedzieć, czym jest DLSS - społeczność próbuje mu pomóc

Gracz powraca do gier po 14 latach spędzonych w więzieniu i chce wiedzieć, czym jest DLSS - społeczność próbuje mu pomóc

Marcowa ankieta Steam: Windows 11 wraca do łask, a 4-letnia karta graficzna znów na szczycie rankingu

Marcowa ankieta Steam: Windows 11 wraca do łask, a 4-letnia karta graficzna znów na szczycie rankingu

AI gra w Pokemony na Twitchu. Próbuje złapać je wszystkie, ale są pewne problemy

AI gra w Pokemony na Twitchu. Próbuje złapać je wszystkie, ale są pewne problemy

Dryfujące analogi mają nowego wroga. Tym razem to nie efekt Halla, a mechanika kwantowa

Dryfujące analogi mają nowego wroga. Tym razem to nie efekt Halla, a mechanika kwantowa