Nie kupię nowego iPhone'a 16, kompletnie nie czuję takiej potrzeby i w tym tkwi też siła Apple

Każdego roku fani technologii z niecierpliwością wyczekują konferencji Apple, aby zobaczyć, co nowego przygotowała firma z Cupertino. A przecież każdy szanujący się technologiczny geek powinien co roku z wymieniać swój telefon, prawda?

mobile
Michał Ostiak2 października 2024
3

Z perspektywy użytkownika iPhone'a 13 Pro Max, który wciąż działa doskonale pomimo upływu trzech lat i premiery iPhone'a 16, śmiem twierdzić, że właśnie ten brak wielkich rewolucji jest jedną z największych zalet Apple. Jasne, kolejne generacje telefonów wyglądają podobnie, funkcje zmieniają się tylko nieznacznie, a nowy aparat robi po prostu trochę lepsze zdjęcia. Ale wiecie co? Dzięki temu ja nie muszę kupować nowego iPhone'a co roku! I to jest piękne.

Podczas gdy niektórzy użytkownicy Androida narzekają, że ich trzyletni flagowiec już ledwo zipie, ja mogę spokojnie cieszyć się wydajnością swojego kilkuletniego iPhone'a, który wciąż… „po prostu działa” – i to tak samo dobrze jak w dniu zakupu. Nie martwię się, że aplikacje zaczną się ciąć, bateria padnie po godzinie, a system operacyjny nie dostanie aktualizacji (jeszcze przez jakiś czas). Wszystko działa płynnie, a ja mam poczucie, że nie wydaję fortuny co roku na nowy sprzęt. Kocham nowe gadżety, ale przez to, że nowe modele nie oferują żadnych ekscytujących nowości, nie czuje już chęci (ani tym bardziej przymusu), aby je kupować.

Nie zrozumcie mnie źle – technologiczne nowinki są fajne, a ja też lubię testować nowe gadżety (szczególnie że to tak jakby moja praca). Ale kiedy patrzę na mojego iPhone’a, który po kilku latach wciąż daje radę, zaczynam myśleć, że brak ogromnych zmian między generacjami jest cechą pozytywną, a nie powodem do robienia memów o lenistwie pracowników Apple. Mój stary iPhone nadal działa świetnie, a ja mogę spać spokojnie, wiedząc, że nie muszę co roku wskakiwać do wyścigu po nowy model. I to właśnie sprawia, że Apple wygrywa u mnie na całej linii.

Źródło: fotografia własna

Kwestia ceny

Jeszcze kilka lat temu powszechnie uważano, że iPhone to luksusowy gadżet, którego cena znacznie przewyższa flagowce z Androidem. To przekonanie u wielu wciąż jest żywe. Pewnie mógłbym teraz napisać, że „inwestycja w Apple to trochę jak kupno dobrego garnituru/samochodu/wstaw cokolwiek – może i kosztuje więcej na początku, ale starcza na lata” i niejeden by przyklasnął takiemu rozumowaniu. W końcu w mediach nie raz i nie dwa przewijała się dyskusja o tym, jak Apple „znowu przesadziło” z wyceną nowego modelu.

Ale spójrzmy prawdzie w oczy – dzisiaj ceny topowych telefonów od Google, Samsunga czy Xiaomi nie odbiegają znacząco od tego, co oferuje Apple. Każdy z tych producentów podkręcił wycenę swoich flagowych modeli, i nagle okazało się, że zakup nowego Galaxy czy Pixela, a nawet Xiaomi, wiąże się z podobnym wydatkiem co ten na iPhone’a.

Źródło: fotografia własna

Różnica polega na tym, co dostajemy za te pieniądze w dłuższym okresie – tu dochodzimy do długowieczności. O ile iPhone potrafi działać na wysokich obrotach przez kilka lat, a Apple przez co najmniej 5 lat regularnie dostarcza aktualizacje systemu, to w świecie Androida często wygląda to inaczej. Nawet flagowe modele, mimo obietnic długiego wsparcia, po pewnym czasie zaczynają mieć problemy – nie dostają najnowszych aktualizacji, a z czasem zauważalnie zwalniają. Wiem to z własnego doświadczenia – swego czasu nazwano mnie wręcz fanboyem Androida, bo regularnie przesiadałem się na kolejne flagowce różnych marek.

Niestety, zwykle mogłem cieszyć się ich świeżością przez kilka miesięcy, bo po około roku telefon zaczynał mnie irytować przez problemy z wydajnością i nieprawidłowo działające funkcje. Z żadnym z tych telefonów nie wytrzymałem dłużej niż półtora roku. Zawsze przychodził ten moment, kiedy trzeba było go odłożyć na bok i kupić coś nowego. Tymczasem mój obecny iPhone, choć ma już swoje lata, działa tak dobrze, że nie odczuwam potrzeby wymiany.

Brak wieści to dobre wieści

Na pierwszy rzut oka, brak rewolucyjnych zmian w kolejnych generacjach iPhone'ów może wydawać się rozczarowujący. Ale dla wielu użytkowników – w tym dla mnie – to wcale nie jest zła wiadomość. Apple wprowadza innowacje powoli, ale z pewną rozwagą, co oznacza, że nowe funkcje są (przynajmniej teoretycznie, bo wpadki się jednak zdarzają – i to dość często) przemyślane, przetestowane i działają sprawnie.

To nie wyścig o to, kto pierwszy wprowadzi najbardziej szaloną i rewolucyjną technologię. Dzięki temu mamy prawo oczekiwać, że kiedy Apple łaskawie wprowadza jakąś nowość, to nie jest to eksperyment, ale dobrze funkcjonujące rozwiązanie, które z czasem stanie się standardem (warto zauważyć, że wiele „nowości”, które Apple proponuje, jest już standardem u innych producentów – ale to temat na osobny artykuł).

Brak wielkich rewolucji ma jeszcze jeden ważny plus – posiadacze starszych urządzeń Apple nie czują się zmuszeni do szybkiej wymiany sprzętu. Nowe generacje iPhone'ów wprowadzają usprawnienia, ale rzadko są to takie zmiany, które sprawiają, że starszy model nagle staje się przestarzały. Jeśli mam iPhone'a 13 Pro Max, a w sklepie pojawia się iPhone 16, to wciąż mogę cieszyć się swoim telefonem, nie czując, że jestem na straconej pozycji.

Źródło: fotografia własna

Uczyniłem Apple bohaterem tego artykułu trochę przewrotnie, bo łatwo zauważyć, że omawiane przeze mnie zjawisko nie dotyczy wyłącznie iPhone’ów. Memy o braku zmian w kolejnych generacjach urządzeń mogłyby dotyczyć również serii Samsung Galaxy Note Ultra, której wygląd i funkcje pozostają prawie niezmienione od lat. Sony zapowiada już PS5 Pro, a w sieci krążą plotki o PlayStation 6, podczas gdy mnóstwo ludzi wciąż gra na PS4 i jest z tego zadowolona. To pokazuje, że brak rewolucji jest powszechnym trendem w świecie technologii – i często ma więcej sensu, niż mogłoby się wydawać.

Oczywiście, dla entuzjastów technologii brak wielkich nowości może być rozczarowujący. Ale dla większości z nas, którzy chcą po prostu kupić dobry sprzęt i korzystać z niego przez kilka lat, to świetna wiadomość. Inwestując w urządzenie, które nie starzeje się z dnia na dzień, zyskujemy pewność, że nasz zakup jest długoterminowy i nie musimy co chwilę zmieniać sprzętu, by pozostać na bieżąco.

Wreszcie, warto przypomnieć, że ostatnie „rewolucyjne” technologie, takie jak składane ekrany czy sieć 5G, okazały się co najwyżej umiarkowanymi zmianami. Choć miały wprowadzić nową erę mobilności i komunikacji, w praktyce nie zmieniły naszego codziennego życia tak, jak można było się spodziewać.

Nie wydaje mi się, aby sposób wykorzystywania smartfonów zmieniała także pakowana wszędzie „sztuczna inteligencja”, bo nie spotkałem jeszcze nikogo, kto na co dzień gadałby z chatem GPT czy innym AI. Dlatego może czasem mniej naprawdę znaczy więcej – lepiej poczekać na sprawdzone, stabilne rozwiązania, niż gonić za każdą nowinką, która może okazać się zwyczajnym nabijaniem kasy.

POWIĄZANE TEMATY: mobile Apple iPhone

Michał Ostiak

Michał Ostiak

Poznańska Pyra, z wykształcenia Administratywista (nie mylić z Administrator). Po kilku latach pracy w kinie filmy stały się jego zboczeniem zawodowym. Oprócz tego interesuje się szeroko rozumianą technologią. Gra we wszystko i na wszystkim. Uwielbia Gwiezdne wojny, Tarantino i Tolkiena – ale jeśli chodzi o książki, to wyżej ceni literaturę faktu od fantastyki.

7 kluczowych ustawień w smartfonach Samsunga, które warto znać

7 kluczowych ustawień w smartfonach Samsunga, które warto znać

Czy minimalne wymagania starczą do odpalenia Stalkera 2? Odpowiedź może zaskoczyć

Czy minimalne wymagania starczą do odpalenia Stalkera 2? Odpowiedź może zaskoczyć

Nowa karta graficzna pod choinkę? Nvidia ostrzega przed niedoborami i wzrostem cen

Nowa karta graficzna pod choinkę? Nvidia ostrzega przed niedoborami i wzrostem cen

Komputery z AI nie przyspieszają pracy, ale Intel już wie, dlaczego

Komputery z AI nie przyspieszają pracy, ale Intel już wie, dlaczego

Microsoft subtelny jak zawsze. Przypomnienie o końcu wsparcia Windowsa 10 ciężko będzie przegapić

Microsoft subtelny jak zawsze. Przypomnienie o końcu wsparcia Windowsa 10 ciężko będzie przegapić