Gra wygląda średniowiecznie. Recenzja techniczna Kingdom Come: Deliverance na Switcha

Kingdom Come: Deliverance na Switcha jest brzydkie, działa kiepsko i nie spodoba się każdemu. Nie zmienia to jednak faktu, że to naprawdę imponujący port i można się przy nim świetne bawić.

gaming
Mikołaj Łaszkiewicz19 marca 2024
3

Ekipa Saber Interactive jest w moim prywatnym rankingu cudotwórców bardzo wysoko, ale w sumie, gdzie miałbym umieścić ludzi, którzy przenieśli na Switcha Wiedźmina 3 czy zremasterowaną wersję Crysisa? Tym razem zabrali się za Kingdom Come: Deliverance i znowu niemożliwe stało się możliwe – gra, która nie miała prawa działać na Switchu prezentuje się całkiem nieźle (jak na standardy tej małej konsoli).

Wsi nieostra, wsi wesoła! Który głos twej chwale zdoła?

Kingdom Come: Deliverance miało problemy z wydajnością w okolicy premiery na pecetach, a na konsolach PS4 i Xboksie One nie było dużo lepiej. Zamiast płynnych 30 klatek na sekundę dostawaliśmy spadki do 22-23 fpsów w miastach i choć grę dość mocno połatano od tamtego czasu, to i tak do ideału jej daleko. Nie wspominając o tym, że czasy ładowania na konsolach poprzedniej generacji były bardzo długie, rozdzielczość mocno spadała, a tekstury nie zawsze wczytywały się prawidłowo. A jak to wygląda na Switchu, konsolce, która pobiera mniej niż 10 watów z gniazdka (lub baterii) podczas grania? Cóż, dość podobnie, ale to akurat jest powód do dumy.

PLUSY:
  1. bardzo wierne przeniesienie zawartości z "dużych" wydań gry;
  2. genialne oświetlenie;
  3. przyjemnie szybkie czasy ładowania;
  4. gra nie straciła klimatu po cięciach graficznych,
MINUSY:
  1. przerywniki filmowe wyglądają i działają kiepsko;
  2. rozdzielczość miejscami jest zbyt niska;
  3. 30 klatek na sekundę widać tylko gdy nic się nie dzieje.

Wyglądacie niewyraźnie, może potrzebujecie witaminy C?

Pamiętacie taką kultową reklamę pewnego leku, w której ludzie wyglądali niewyraźnie z powodu braku witaminy C? No to mniej więcej tak czułem się grając w Kingdom Come: Deliverance na Nintendo Switch. Nie jestem w tym miejscu bynajmniej złośliwy – to są fakty i możecie zobaczyć niektóre przykłady na obrazkach umieszczonych w tekście.

Pani Teresa jest jakaś niewyraźna.

Podczas ogrywania portu Kingdom Come: Deliverance przypomniały mi się „złote czasy” Nintendo 3DS-a, gdzie na konsolkę trafiało sporo świetnych gier, które nie grzeszyły rozdzielczością i miejscami potrafiły wyglądać naprawdę kiepsko. Mowa tu zarówno o portach z innych platform, jak i tytułach ekskluzywnych. Do głowy przychodzi mi tu szczególnie Monster Hunter Generations, gdzie miejscami piksele były tak duże, że domyślałem się tylko, jakie roślinki zbieram z gleby. W Kingdom Come: Deliverance nie było aż tak źle, ale „pikseloza” była obecna na każdym kroku.

Podobnie jak w przypadku Wiedźmina 3 czy Crysisa, od samego początku rozgrywki widać z czym będzie wiązała się dalsza zabawa. Największą ofiarą „antycznej” specyfikacji Switcha jest rozdzielczość renderowania.

Nintendo Switch, gdy prosimy o nieco ostrości.

Na PS4 i Xboksie One gra działa w 900p bez żadnego upscalingu i wygląda to (jak na realia tych konsol) całkiem nieźle. Na Switchu jest to dynamiczne 720p, co oznacza, że gra dostosowuje rozdzielczość w zależności od tego, jak wymagająca jest dana scena. Moim zdaniem 720p osiąga tylko, gdy stoimy w miejscu i to w takim, w którym nie dzieje się zbyt dużo. W trakcie biegania po miastach, walki, eksploracji czy po prostu regularnej rozgrywki widać, że tych pikseli jest za mało i podobnie jak w Wiedźminie 3 odbija się to na ostrości obrazu. Okolice 540p w połączeniu z technologią TAA sprawiają, że obraz potrafi być mocno rozmyty, szczególnie podczas obracania kamery. Tyle, że na małym ekranie Switcha nie wygląda to zazwyczaj tak źle.

Rozdzielczość i jakość tekstur też dość mocno oberwały. Większość tego, co widzicie na ekranie będzie wyglądało po prostu na bardziej rozmyte i mniej szczegółowe niż np. na PS4. Na szczęście jest to bardziej widoczne z daleka niż z bliska i sądzę, że nie będzie to Wasz główny problem z grą.

Wiadomo też, że podobnie jak w przypadku Wiedźmina czy Crysisa, zasięg rysowania będzie niski i niektóre elementy, takie jak wspominany przeze mnie wcześniej pieniek mogą dosłownie pojawić się nam przed oczami. Nie jest to sytuacja idealna, ale daleko jej też do fatalnej – na małym ekranie można to strawić.

Może i są gry z ładniejszą roślinnością, ale otwarty świat i tak daje dużo frajdy.

Prawdziwa masakra dzieje się podczas przerywników filmowych. Te wyglądają po prostu bardzo kiepsko na Switchu. W oczy rzuca się „ząbkowanie” konturów naszych rozmówców i zaburzona głębia pola, przez co ciężko czasem dostrzec postacie na pierwszym planie, bo są mniej wyraźne niż tło. Twarze NPC-ów tracą w zasadzie wszystkie detale widoczne na „większych” platformach, są bardzo uproszczone i dość mocno niewyraźne. W niektórych scenkach z mniej ważnymi rozmówcami po prostu ciężko jest nie odnieść wrażenia, że patrzymy na kiepsko zrobione modele wyjęte z PlayStation 2 i wsadzone do gry na Switcha. Przypomina to trochę patrzenie na ruchome figury woskowe, z minimalną mimiką i bardzo małą ilością ruchomych elementów.

Nie taki Switch straszny, jak go malują

Byłem jednak pod bardzo dużym wrażeniem, gdy zobaczyłem, jak wygląda otwarty świat gry. Tutaj twórcy zdecydowali się na inne podejście niż w przypadku Wiedźmina 3. Zamiast obcinać detale poniżej tego, co można było zobaczyć na pecetach na najniższych ustawieniach graficznych, zdecydowano się zachować większość szczegółów, które pomagają budować świat Kingdom Come: Deliverance. Wersja switchowa może pochwalić się naprawdę imponującą gęstością roślinności, przypominającą to, co widzieliśmy już w Crysisie, bardzo ładnie wyglądającą wodą i przyjemnie prezentującymi się odbiciami. Jestem też przekonany, że względem PS4 i Xboksa One nie zostały poczynione żadne cięcia pod kątem liczby drzew, beczek, domków widocznych z oddali i wszystkich innych elementów budujących wrażenie żyjącego, średniowiecznego świata. To właśnie tutaj Switch łapie dużego plusa.

I tak to się żyje na tej wsi…

Nawet cieniowanie zostało zrealizowane bardzo dobrze (jak na Switcha), wygląda naturalnie i jest zaskakująco ostre. Miejscami wygląda moim zdaniem nawet lepiej niż na PS4 i zdaje się mieć więcej głębi.

Oświetlenie to prawdziwa gwiazda Kingdom Come: Deliverance na Switchu. Widać to w zasadzie w każdym momencie rozgrywki. W ciągu dnia, jasne słońce bardzo mocno rozświetla świat gry i nie wygląda sztucznie. Zachód słońca faktycznie przypomina zachód słońca, a nie tylko zmianę koloru nieba na pomarańczową – takich detali jest znacznie więcej i to jest w Kingdom Come: Deliverance świetne. Bardzo dobrze wygląda oświetlenie w zamkniętych przestrzeniach. Moim ulubionym zajęciem było obserwowanie świeczek, które rzucały światło na ściany i rozświetlały wnętrza w różny sposób, w zależności od tego, gdzie stały, jaka była pora dnia itp. Co więcej, zależności od pory dnia przechodzenie pomiędzy kolejnymi pomieszczeniami, a otwartym światem jest bardzo naturalne, co nie jest zawsze takie oczywiste, nawet w grach na obecną generację konsol.

Oczami wyobraźni widzę już bigos.

Kingdom Come: Deliverance genialnie prezentuje się w nocy. Światło pochodni, ogniska oraz księżyca prezentuje się bardzo realistycznie, odbija się od różnych powierzchni i wygląda po prostu miło dla oka. Tam, gdzie trzeba gra potrafi być bardzo ciemna, oświetlając tylko te miejsca, które faktycznie emitują światło, a nie całe pole widzenia przed oczami gracza.

No dobrze, a jak jest z wydajnością, na ile klatek na sekundę można liczyć w Kingdom Come: Deliverance? Cóż, tutaj mam nieco mniej dobrych wieści. Gra stara się utrzymać 30 fps-ów i udaje się jej to szczególnie dobrze w otwartym świecie, w miejscach bez dużej ilości ludzi. Niestety w grze tak mocno RPG-owej nie uniknie się chodzenia po gęsto zaludnionych miastach, przerywników filmowych czy po prostu scen walki i to tutaj Switch mocno traci.

Pełno roboty miał też zespół Saber Interactive pracujący nad tym portem.

Przerywniki filmowe na silniku gry działają w okolicy 20 klatek na sekundę, a często spadają jeszcze niżej (bo są tu też takie nagrane wcześniej i odtwarzane w formie filmików). Przemieszczanie się po miastach i grodach powoduje w zasadzie stałe obniżenie liczby klatek na sekundę do 25-26 klatek na sekundę. W trakcie walk grze zdarza się trzymać 30 fps-ów, ale powinniście raczej nastawić się na „filmowe” 24 klatki na sekundę podczas starć. Ciekawe jest jednak to, że mimo pozornie ogromnych spadków fpsów gra nadal jest dość responsywna i nie odrzuca od siebie.

Kingdom Come: Deliverance na Switchu to zaskakująco grywalna pozycja

Wszystkie te wizualne cięcia powodują rzecz jasna, że w Kingdom Come: Deliverance nie gra się na Switchu tak komfortowo, jak na innych platformach. Miejscami było mi ciężko patrzeć na pieńki doczytujące się dwa metry przed moją postacią czy liście na drzewach zamieniające się w jednolitą masę podczas obracania kamery, ale to w sumie największe wady tego portu. Jeśli tylko weźmiemy pod uwagę, że ekran Switcha ma rozdzielczość 720p i jest względnie nieduży, to naprawdę nie jest tak źle. Podczas rozgrywki nie trzymamy przecież tableta przed oczami i nie liczymy pojedynczych pikseli.

Dużo ciekawiej sytuacja wygląda w kwestii czasów ładowania. Te były prawdziwą zmorą wersji na konsole zeszłej generacji i każde ładowanie oznaczało długie przerwy „na kawę” w trakcie rozgrywki. Na Switchu gra od zera do menu głównego ładuje się w około półtorej minuty, gdzie na poczciwym PlayStation 4 było to niemal trzy minuty. Przejście z dysku twardego do pamięci eMMC na Switchu oraz trochę optymalizacyjnej magii ze strony Saber Interactive robią swoje. Z drugiej strony w grze na sprzęt mobilny prawdopodobnie nie zaakceptowałbym trzyminutowych ekranów ładowania. Tutaj Switch po prostu daje radę.

Węglarz Gaweł stał w kolejce po sarkazm gdy rozdawali tekstury w wyższej rozdzielczości.

Gdy usiadłem do nieco dłuższych testów i wykonałem parę zadań, to naprawdę wciągnąłem się w rozgrywkę i powiedziałem sam do siebie, że chyba dałbym radę przejść grę od początku do końca na Switchu. Mimo tych wszystkich cięć, w Kingdom Come: Deliverance grało mi się naprawdę przyjemnie.

W tym miejscu muszę jednak Wam powiedzieć, że to nie będzie zabawa dla każdego. Jeśli do tej pory graliście na Switchu wyłącznie w gry Nintendo lub te nieco mniej wymagające porty i jesteście przyzwyczajeni do jakości np. z PS5 czy dobrego peceta, to będzie dla Was szok. Kingdom Come: Deliverance wygląda i działa dokładnie tak, jak inne „niemożliwe” porty na Switchu. Z drugiej strony, jeśli jesteście zapalonymi „switchowcami” i tak jak ja graliście w Dooma, Wiedźmina, Crysisa czy Dying Light, to docenicie Kingdom Come: Deliverance, bo to kolejny przykład tego, że nie ma rzeczy niemożliwych.

POWIĄZANE TEMATY: gaming testy wydajności

Mikołaj Łaszkiewicz

Mikołaj Łaszkiewicz

W GRYOnline.pl pracuje od maja 2020 roku. Najpierw był newsmanem w dziale technologii, z czasem zaczął udzielać się w grach i publicystyce, a także redagować oraz nadzorować działanie newsroomu technologicznego. Obecnie jest redaktorem naczelnym serwisu Futurebeat.pl. Wcześniej swoimi przemyśleniami na temat gier wideo dzielił się m.in. na różnych grupach tematycznych. Z wykształcenia prawnik. Gra na wszystkim i we wszystko, co widać czasem w recenzjach. Jego ulubioną konsolą jest Nintendo 3DS, co roku gra w nową część serii FIFA i stara się poszerzać gamingowe horyzonty. Uwielbia szeroko pojęty sprzęt komputerowy i rozkręca wszystko, co wpadnie mu w ręce.

Toyota dba o bezpieczeństwo pracowników w nietypowy sposób, firma produkuje sztuczne palce

Toyota dba o bezpieczeństwo pracowników w nietypowy sposób, firma produkuje sztuczne palce

Jak sprawdzić model laptopa?

Jak sprawdzić model laptopa?

GeForce RTX 5090 - data premiery. Kiedy spodziewać się nowej serii kart Nvidii?

GeForce RTX 5090 - data premiery. Kiedy spodziewać się nowej serii kart Nvidii?

Discord zbanował konta kradnące dane użytkowników

Discord zbanował konta kradnące dane użytkowników

Niecodzienny projekt YouTubera. Stworzył grę inspirowaną Falloutem, która działa w Excelu

Niecodzienny projekt YouTubera. Stworzył grę inspirowaną Falloutem, która działa w Excelu