Nintendo robi wszystko, żebym je pokochał, ale ja nadal nie chcę Switcha 2

Wąsatego hydraulika darzę wielką sympatią, bo stał się jednym z symboli mojego dzieciństwa. Będąc „nieco starszym”, nie udało mi się jednak przekonać do konsoli Nintendo. A naprawdę próbowałem!

tech
Mateusz Zelek4 czerwca 2025
5

Jako typowy Pan Maruda przychodzę i… muszę pomarudzić. Nintendo wciąż postrzegam jako „odległą platformę”, bo nigdy nie udało mi się w niej odnaleźć. Próbowałem — z sercem na ramieniu — ale finalnie musiałem odpuścić. Naprawdę szanuję Nintendo i jego wkład w rozwój branży gamingowej, ale to japońskie podejście do rozgrywki oraz same konsole... po prostu nie potrafiłem się do tego przekonać i teraz, przy premierze Nintendo Switch 2, mój poziom entuzjazmu jest na wyjątkowo niskim poziomie.

Aktem ostatecznej „porażki” wąsatego hydraulika i spółki w moim gamingowym świecie była premiera Steam Decka. Ale na to, że ostatecznie odpuściłem produkcje Wielkiego N, złożyło się wiele czynników — i w tym felietonie chcę je wszystkie przedstawić.

Akt pierwszy: Pragnienie handhelda

Od wielu lat jestem „mobilnym graczem” – cenię sobie sprzęt, który pozwala na łatwy transport. Dlatego zrezygnowałem z pełnowymiarowego komputera na rzecz laptopów. Owszem, mają one swoje ograniczenia: mniejszą moc obliczeniową czy głośną pracę wynikającą z charakterystycznego chłodzenia, ale zalety rekompensowały mi te drobne niedogodności. Nie jestem hardkorowym graczem, który zawsze „musi grać na ultra”, a do tego gry, w które najczęściej gram (głównie cRPG i strategie), z reguły nie wymagają maksymalnych detali graficznych. Nie przekonałem się też do ekranów 4K, chociaż taki posiadam.

Po prostu lubię grać… kompaktowo. Nic więc dziwnego, że Nintendo od lat przyciągało moją uwagę — bo de facto przez większość czasu było jedyną firmą oferującą prawdziwego handhelda. Nie tylko sam Switch był solidnie wykonany, ale też posiadał unikalne serie gier, niedostępnych nigdzie indziej. Najpierw, przy okazji jednego z wyjazdów, kupiłem używanego Nintendo Switch Lite, a potem — już na stałe – na półce zagościł Nintendo Switch OLED, podłączony do telewizora OLED (swoją drogą – tu przeczytacie, jak dobrać telewizor do Switcha 2). I wtedy znów poczułem to przyjemne spełnienie: odkrycie nowego „sprzętowego uniwersum”, które początkowo mi umykało, a ostatecznie wpadło w moje szpony.

Zadziałała też nostalgia. Jako dzieciak zazdrościłem kolegom Game Boya, choć sam nie mogłem narzekać na brak elektronicznych gadżetów. Te ukłucia zazdrości były chwilowe — miałem swojego peceta oraz PlayStation 2 Slim, a gry Nintendo niespecjalnie mnie interesowały. Mimo wszystko z tyłu głowy wciąż tliła się chęć wejścia w uniwersum Nintendo. I w końcu się przełamałem. Co prawda — dopiero w dorosłym życiu — ale jednak!

Figurki, kolejne gry i kolekcja Nintendo zaczęła rosnąć!Źródło: Fotografia własna.

Akt drugi: zachłyśnięcie się mobilnym gamingiem

Wchodziłem na nieznane wody, jeśli chodzi o gry, i czułem tę przyjemną niepewność – nie wiedziałem, czego się spodziewać. A że było to już dobrych kilka lat po premierze Switcha, wybór gier był naprawdę spory. Miałem do ogrania Mariana i spółkę, The Legend of Zelda: Breath of the Wild (przez wielu okrzykniętą jedną z najlepszych gier wszech czasów), cieszyłem się na powrót do Pokémonów oraz inne tytuły ekskluzywne. Osobiście nie mam problemu z językiem angielskim, ale wciąż irytuje mnie brak rodzimego języka – zarówno w grach, jak i w interfejsie samej konsoli. To była jednak tylko drobna rysa na całym obrazie.

Wspólnie z dziewczyną mocno wciągnęliśmy się w Pokemony.Źródło: Instagram/@wezzegraj.

Nie będę też kłamać – uwielbiam także wszelkie dodatki i gadżety. A do konsoli Nintendo jest ich naprawdę sporo: świetne, wytrzymałe futerały, dodatkowe pady, a nawet specjalne obudowy zmieniające sposób trzymania konsoli. Czy to przy okazji wyjazdów, czy po prostu szperając w sieci, wynajdywałem coraz to ciekawsze akcesoria do mojego handhelda – i sprawiało mi to ogromną frajdę. Do tego dochodzi możliwość personalizacji: naklejki, nakładki na Joy-Cony czy całe edycje specjalne konsol.

Uwielbiałem na wyjazdach kupować dodatki do Switcha. Tego pada dorwałem w Londynie.Źródło: Fotografia własna.

Okazało się jednak, że japońska szkoła game designu nie przekonuje mnie pod żadnym względem – i tylko utwierdziło mnie to w przekonaniu, dlaczego nigdy wcześniej nie dałem się porwać Nintendo.

Odpuszczam sobie Nintendo Switch 2 na premierę. Za drogo, za mało, za późno

Konrad „Eklerek” Sarzyński: Nasz naczelny, Mikołaj, mniej więcej od pół roku nie mówi o niczym innym tylko o nowej konsoli Nintendo. W redakcji Gry-Online.pl też znajdzie się kilka osób, które albo już zamówiły, albo poważnie rozważają kupno Switcha 2 w okolicy premiery. Trochę im zazdroszczę tego podekscytowania, bo sam nie umiem go wykrzesać ani odrobinki. I to mimo tego, że moim pierwszym sprzętem do gier był GameBoy Color i właściwie wychowałem się na Pokemon Yellow i Pokemon Silver.

Nintendo Switch 2 to będzie prawdopodobnie udany lifting „jedynki” z wyraźnie poprawioną wydajnością i nowymi funkcjami. Ten spory postęp to wciąż jednak będzie pewnie zaledwie namiastka tego, co zaoferuje pierwszy z brzegu handheld spoza nintendowego uniwersum, w końcu japoński producent z reguły wypuszcza, delikatnie mówiąc, nieco przeterminowane urządzenia. To jednak nie jest dla mnie większy problem.

Switch mnie po prostu zawiódł. Joy-Cony dryfują tak, że nie potrafię nawigować nawet po menu, a kupno nowych mija się z celem, skoro dosłownie po kilkudziesięciu godzinach używania może mnie spotkać dokładnie to samo. Pod względem niezawodności i trwałości nie spodziewam się niczego innego po Switchu 2.

Dodatkowo nie bardzo już mam w co grać. Jasne, Zelda czy Fire Emblem wciągnęły mnie na kilkaset godzin, ale dla mnie to zawsze była konsola do Pokemonów. Niestety, ostatnie odsłony serii były tak dramatycznie złe, że po prostu mam dość. Wysiadam i zabieram ze sobą niemal 30-letni bagaż wspomnień z Nintendo z nadzieją, że może kiedyś jeszcze wrócę. Za to w gry pokroju Cyberpunka 2077 pogram na sprzęcie, który sobie z nimi po prostu poradzi.

Akt trzeci: Nie mam w co grać!

Jeśli chodzi o gry, to niestety Nintendo nie zdołało mnie do siebie przekonać – ani wąsaty hydraulik nie kupił mnie swoją nostalgiczną magią, ani nie zrobiły tego przygody Linka. Próbowałem swoich sił w Pokémonach – kieszonkowe stworki dalej uwielbiam, ale ich gry są dla mnie zbyt powtarzalne i nastawione na „grindowanie” [spróbowałbyś kiedyś Temtema, to byś zobaczył, co to znaczy grind! – dop. Konrad]. Inne kolorowe tytuły od Wielkiego N również nie zrobiły na mnie wrażenia. Nintendo Switch Lite kupiłem głównie z myślą o mobilnym gamingu — zwłaszcza, że pojawiły się na nim takie tytuły jak Jurassic World Evolution czy Kingdom Come: Deliverance. I mimo sporych ograniczeń sprzętowych oraz niskiej wydajności tych gier, grało mi się w nie naprawdę dobrze. Problem w tym, że Nintendo koncentruje się na własnych produkcjach (co jest zresztą całkowicie zrozumiałe), więc tempo pojawiania się gier trzecich stron bywa dosyć ospałe.

Granie w dinozaury nad Morskim Okiem odhaczone!Źródło: Fotografia własna.

Próbowaliśmy też wspólnie z dziewczyną ogrywać produkcje kooperacyjne na Switcha, ale ponownie – to nie był nasz vibe. Zdecydowanie bardziej przemawiały do nas wspólne sesje w Borderlandsach na podzielonym ekranie, walka za demokrację w Helldivers 2 czy przemierzanie Pandory w Avatar: Frontiers of Pandora. Lubimy konkretne uniwersa – czasem brutalne, czasem podsycone czarnym humorem. Produkcje Nintendo rzadko trafiają w te klimaty, kierując się raczej do gracza casualowego lub rodzinnego. W naszym przekonaniu nie były to gry dla nas.

To szybko doprowadziło do tego, że mój Lite trafił do etui na długie tygodnie, a potem miesiące – po prostu nie miałem w co na nim grać. Potem nadeszła rewolucja handheldów, a po Steam Decku rynek zalała fala nowych urządzeń tego typu. W obliczu mojej spuchniętej biblioteki Steam oraz faktu, że wreszcie mogłem grać w więcej strategii, zakup nowego Nintendo wydaje mi się dziś całkowicie nietrafiony wobec kieszonkowej konkurencji. Zwłaszcza, że konsola od Valve trafiła do mnie w najlepszy możliwy sposób – jako prezent urodzinowy od mojej drugiej połówki. I choć gram na niej znacznie częściej niż kiedykolwiek na Switchu, to i tak nie jest to tyle czasu, ile spędzam przy PS5 czy gamingowym laptopie. Jednym słowem – nie ma już miejsca na Pstryczka 2.

Mój nowy król mobilnego grania... wybacz Nintendo!Źródło: Fotografia własna.

Epilog: Nintendo nie wie, jak trafić do mojego serduszka

Największym problemem pozostaje dla mnie kwestia gatunków gier – jako ogromny fan wszelkich strategii i cRPG-ów (ale tych zachodnich) nie mam zbyt dużego pola do manewru na konsoli Nintendo. Dominują tu głównie zręcznościowe platformówki, a Zelda czy Pokémony nie przebiły się do mojej „gamingowej bańki”. O ile w przypadku pierwszego „Pstryczka” miałem to szczęście, że pojawiły się takie tytuły jak Jurassic World Evolution czy Kingdom Come: Deliverance, tak w zapowiedziach dotyczących Nintendo Switch 2 nie znalazłem nic, co wzbudziłoby moje zainteresowanie. Zresztą... czy jakakolwiek zapowiedź mogłaby to zmienić, gdy Steam Deck dumnie patrzy na mnie z półki? Pewnie nie.

Nintendo Switch miało u mnie swoją szansę – głównie dlatego, że przez lata nie miało żadnej realnej handheldowej konkurencji. Gdy ta w końcu się pojawiła, japońska konsola straciła rację bytu. Zabrakło też gamingowego zauroczenia – choć darzę Switcha pewnym sentymentem, finalnie nie potrafiłem przekonać się do japońskich produkcji. Może po prostu coś zrobiłem źle... a może po prostu nie jestem godzien?

Mateusz Zelek

Mateusz Zelek

Absolwent dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Papieskim Jana Pawła II w Krakowie. W tematyce gier i elektroniki siedzi, odkąd nauczył się czytać. Ogrywa większość gatunków, ale najbardziej docenia strategie ekonomiczne. Spędził także setki godzin w wielu cRPG-ach od Gothica po Skyrima. Nie przekonał się do japońskich jrpg-ów. W recenzowaniu sprzętów kształci się od studiów, ale jego głównym zainteresowaniem są peryferia komputerowe oraz gogle VR. Swoje szlify dziennikarskie nabywał w Ostatniej Tawernie, gdzie odpowiadał za sekcję technologiczną. Współtworzył także takie portale jak Popbookownik, Gra Pod Pada czy ISBtech, gdzie zajmował się relacjami z wydarzeń technologicznych. W końcu trafił do Webedia Poland, gdzie zasilił szeregi redakcji Futurebeat.pl. Prywatnie wielki fanatyk dinozaurów, o których może debatować godzinami. Poważnie, zagadanie Mateusza o tematy mezozoiczne powoduje, że dyskusja będzie się dłużyć niczym 65 mln lat.

Premiera AMD Radeon RX 9060 XT w polskich sklepach. Co z dostępnością?

Premiera AMD Radeon RX 9060 XT w polskich sklepach. Co z dostępnością?

Brak OLED-a boli, ale ekran Switcha 2 pozytywnie zaskakuje. Porównanie wyświetlaczy konsol Nintendo

Brak OLED-a boli, ale ekran Switcha 2 pozytywnie zaskakuje. Porównanie wyświetlaczy konsol Nintendo

To już nie jest zabawka; Switch 2 zaskoczył mnie jakością. Unboxing, pierwsze uruchomienie i nasze wrażenia

To już nie jest zabawka; Switch 2 zaskoczył mnie jakością. Unboxing, pierwsze uruchomienie i nasze wrażenia

Sprawdziliśmy, co potrafi Switch 2 w boju. Cyberpunk 2077 i The Legend of Zelda: Tears of the Kingdom na nowej konsoli Nintendo

Sprawdziliśmy, co potrafi Switch 2 w boju. Cyberpunk 2077 i The Legend of Zelda: Tears of the Kingdom na nowej konsoli Nintendo

Najnowsza aktualizacja oprogramowania PS5 najwyraźniej rozwiązała problem z VRR, tylko dlaczego po cichu?

Najnowsza aktualizacja oprogramowania PS5 najwyraźniej rozwiązała problem z VRR, tylko dlaczego po cichu?