Walkman budził niegdyś pożądanie jak dziś najnowszy iPhone. Właśnie kończy 45 lat, a ja wciąż miło go wspominam

Jak nazywa się jedno z najważniejszych urządzeń elektronicznych, które zrewolucjonizowało świat? Nie iPhone, nie GameBoy, nie Nokia 3110 – tylko Walkman! Małe pudełko ze słuchawkami, które potrafiło tylko puszczać ulubioną muzykę.

tech
Dariusz Matusiak1 lipca 2024
6

„Świat zmienił się na zawsze w momencie pojawienia się Walkmana” – tak przynajmniej twierdzi amerykański serwis techowy The Verge. Dzięki temu małemu urządzeniu skomplikowana elektronika stała się osobista, powszechna. Można go było zawsze mieć przy sobie, a wraz z nim coś bardzo wyjątkowego i prywatnego – ulubioną muzykę, która poprawiała humor, umilała spędzanie czasu podczas podróży czy ćwiczeń. Walkman otworzył drogę do komputerów osobistych, a w pewnym sensie również smartfonów, których jedną z głównym funkcji jest właśnie ta z Walkmana – słuchanie muzyki gdziekolwiek się jest, cokolwiek się robi.

Dziś pewnie nie każdy z młodego pokolenia kojarzy, że w latach 80. Walkman był gadżetem na miarę iPhone’a. Malutki, działający na baterie „paluszki” magnetofon kasetowy, który można było przewiesić przez ramię na pasku, włożyć do większej kieszeni, podłączyć słuchawki, wsadzić kasetę – zwykle z nagraną z radia składanką – i zanurzyć się w dźwiękach swoich ulubionych kawałków Pet Shop Boys, Maddony, Guns N’ Roses, Michalea Jacksona, Genesis i wielu, wielu innych mistrzów ówczesnego popu i rocka.

Trudno powiedzieć, co budzi większą nostalgię – walkman czy kasety z bazarowych straganów.Źródło: fotografia własna.

W Polsce siła Walkmana miała podwójne znaczenie. Nie tylko był pożądanym, nowym gadżetem elektronicznym. Był także artefaktem zza żelaznej kurtyny, od wrogich komunistycznemu Układowi Warszawskiemu krajów Bloku Zachodniego – a więc szczególnie cenny i atrakcyjny. O tym, że Walkman istnieje dowiedzieliśmy się dużo później niż w 1979 roku, kiedy zaprezentowała go firma Sony.

Nie oglądaliśmy reklam z Walkmanem, ale i tak wszyscy o nim wiedzieli dzięki poczcie pantoflowej, znajomym, jakimś urywkom z telewizji czy z oglądanych filmów z kaset VHS. Sceny, jak ta w Żelaznym orle, gdy nastoletni bohater staje super pilotem F-16 po tym, jak włącza przebój grupy Queen w walkmanie firmy Aiwa, skutecznie pobudzał chęć posiadania takiego gadżetu – zwłaszcza gdy było się w wieku szkolnym. A w latach 80. w Polsce nie można było tak po prostu pójść do sklepu i go kupić. Walkmana trzeba było jakoś “zdobyć” i zwykle był to jeden z licznych klonów, podróbek, a nie oryginał od Sony.

PRL lat 80. i walkman – misja zdobycia klona

W czasach PRL-u tzw. sklepy RTV notorycznie świeciły pustymi półkami, a jeśli coś już na nich było, to wyprodukowane w krajach bloku radzieckiego, często na talony. Zagraniczną elektronikę kupowało się na giełdach rzeczy używanych lub w komisach, czyli sklepach, gdzie ludzie oddawali do odsprzedaży swoje osobiste rzeczy. Oczywiście były też Pewexy – sklepy, w których można było płacić albo dolarami albo bonami PKO. Nie pamiętam, żeby sprzedawano tam Walkmany, choć Internet twierdzi, że bywały – w pewnym okresie widziałem tam za to komputery Atari 65XE i 130XE. Szansa na kupienie Walkmana zależała więc głównie od tego, czy ktoś chciał odsprzedać swojego. Innym sposobem były znajomości albo przywilej, gdy ktoś z rodziny wyjeżdżał za żelazną kurtynę.

mój 1 - Dokładnie tak wyglądał mój pierwszy walkman, gdy byłem na początku podstawówki - biały z napisem CROWN. Źródło: archive.org. - Walkman budził niegdyś pożądanie jak dziś najnowszy iPhone. Dziś kończy 45 lat, a ja wciąż miło go wspominam - wiadomość - 2024-07-01
mój 1 - Dokładnie tak wyglądał mój pierwszy walkman, gdy byłem na początku podstawówki - biały z napisem CROWN. Źródło: archive.org.

Tak właśnie otrzymałem swojego pierwszego walkmana, będąc jeszcze we wczesnych klasach szkoły podstawowej. Mój ojciec co roku wyjeżdżał służbowo do Grecji i pewnego lata przywiózł mi bialutkiego klona walkmana firmy (bądź nazwy) CROWN, z charakterystycznymi, pomarańczowymi gąbkami na słuchawkach. Ale z oczywistych powodów nie używałem walkmana w sytuacjach, do których go stworzono. Chciałem go, bo był pożądanym, modnym gadżetem – nie dlatego, że spędzałem mnóstwo czasu na dojazdach. W moim przypadku były to sporadyczne odsłuchiwania w domu, dla samej atrakcji zakładania słuchawek albo w samochodzie, podczas dłuższych wyjazdów z rodzicami. Mimo młodego wieku, miałem już całkiem sporą kolekcję kaset z ulubionymi piosenkami nagrywanymi z radia, bo wtedy nawet słuchanie zagranicznej muzyki jakoś kolorowało PRL-owską szarzyznę i dawało poczucie obcowania z czymś „lepszym”, bo „zagranicznym”.

Polacy nie gęsi i swojego „Kajtka” mają

Mimo sporadycznego użytkowania, po pewnym czasie mój CROWN się zepsuł. Zastąpił go kolejny klon, tym razem niebieski, z napisem „KAMOSONIC”, kupiony na giełdzie rzeczy używanych. Różnice w wyglądzie były kosmetyczne, działał dokładnie tak samo. Również przewijał tylko w jedną stronę i „zjadał” PRL-owskie baterie z szybkością Questa 3. Mój kuzyn posiadał za to słynnego „Kajtka”, czyli podróbkę Walkmana prosto z polskich Zakładów Radiowych im. Kasprzaka.

Walkman Sanyo z radiem i equalizerem to już lata 90. w Polsce.Źródło: fotografia własna.

Kajtka produkowano od 1987 do 1989 roku. Wyglądał identycznie, jak Crown i Kamosonic, błyskawicznie wyczerpywał aż cztery „paluszki” i przede wszystkim miał tendencję do wciągania taśmy magnetofonowej. Nie miał też klipsa na pasek, tylko długą tasiemkę pozwalającą nosić go, jak torebkę przez ramię, ale to akurat był patent znany również z Crowna. Z Kajtkiem i Kamosonikiem, użalając się nad kolejnymi wkręconymi taśmami, dociągnęliśmy jakoś do początku lat 90, kiedy żelazna kurtyna runęła, a w sklepach zaroiło się od sprzętów Sony, Sanyo, Aiwa i innych.

Dolby Megabass z radiem FM – Walkman na wypasie w erze techno

Pomimo pojawienia się nawet na polskim rynku płyty kompaktowej już na początku lat 90., pozycja kaset magnetofonowych nie była jeszcze długo zagrożona przez wolno rosnącą popularność nowego nośnika i ogromne różnice w cenach tego samego albumu na kasecie i CD, nie wspominając o ciągle kwitnącym piractwie. Mając dużą kolekcję kaset, ciągle warto było mieć walkmana, który zmieniał się wraz z rozwojem techniki. Nowe modele były mniejsze i miały więcej funkcji.

Mój kolejny sprzęt w połowie lat 90. był już Walkmanem od Sony, kupionym w polskim sklepie za uzbierane kieszonkowe, datki z urodzin itd. W porównaniu do poprzednich urządzeń można powiedzieć, że był to „pełen wypas, full opcja”! Niewiele większy od pudełka z kasetą, miał różne przełączniki poprawiające jakość dźwięku w stylu „Dolby On/Off”, „Megabass”, przewijanie taśmy w obie strony, dyskretne słuchawki douszne zamiast pomarańczowych gąbek na srebrnym pałąku oraz radio FM, które przydawało się, gdy moc baterii nie pozwalała już uruchomić taśmy, ale wystarczała na słuchanie radia.

Wychodząc z walkmanem na zewnątrz, gdzie zwykle się go słuchało, trzeba było się zdecydować na bardzo ograniczony zestaw kaset z muzyką. Dziś w chmurze mamy nieograniczony dostęp - kiedyś czuło sie go w kieszeni.Źródło: fotografia własna.

Nowego Walkmana używałem już jako licealista i w sposób, dla którego go stworzono. Wychodząc z domu, praktycznie nigdy nie ruszałem się bez niego. Słuchałem muzyki podczas codziennych przejazdów komunikacją miejską, w pociągu, na plaży w wakacje, podczas pierwszej podróży samolotem… Niewiele było urządzeń, które używałem równie intensywnie, co Walkmana Sony, ale ten przetrwał wszystko i ani razu mnie nie zawiódł. Warto jednak przypomnieć, że lata 90. to był okres, gdy większość producentów robiła praktycznie bezawaryjne produkty z elektroniki, co zaczęło się negatywnie odbijać na wynikach sprzedaży.

W każdym razie mój nieco już porysowany na obudowie, ale wciąż grający i nie wciągający taśm Walkman wkroczył w rok 2000 i dopiero nieco później został zastąpiony swoim naturalnym następcą – Discmanem – czyli Walkmanem na płyty CD. Discman okazał się jednak kiepskim wyborem. Był wielki, nie mieścił się w kieszeni, a płyta ciągle przeskakiwała przy najmniejszych wstrząsach. Dobrze, że szybko wyeliminowała go era MP3.

Narodziny niebieskiego pudełka

Jak i dlaczego w ogóle powstał Walkman? Małe odtwarzacze kaset magnetofonowych istniały już wcześniej, choćby w samochodach, ale żaden nie umożliwiał słuchania muzyki w dobrej jakości podczas spacerowania. W latach 70. brazylijski wynalazca Andreas Pavel opatentował coś o nazwie „stereobelt” z odtwarzaczem i bateriami przymocowanymi do paska, jednak ta koncepcja się nie przyjęła. Pavel próbował nawet walczyć w sądzie z Sony o to, że to on pierwszy wymyślił Walkmana, ale przegrał – uznano jego wynalazek za mało innowacyjny. Japończycy już od 1969 roku mieli w miarę przenośny magnetofon TC-50, który w pracy wykorzystywali dziennikarze.

Model TC-DC, wielkości mniej więcej używanego w polskich domach „Kasprzaka” lub „Grundiga” (mały magnetofon jednokasetowy), używał do słuchania muzyki w czasie podróży jeden ze współzałożycieli Sony. Ponoć nakazał on stworzyć wersję o rozmiarze umożliwiającym swobodne spacerowanie z takim sprzętem. W 1979 roku w Japonii pojawił się więc niebieski, „stereofoniczny odtwarzacz kasetowy TPS-L2”, kosztujący równowartość 150 dolarów. Sprzedaż w pierwszych miesiącach przekroczyła wszelkie oczekiwania firmy.

Tak wyglądał pierwszy Walkman w ofercie Sony. W Polsce w większości nie mieliśmy pojęcia o tym, kiedy się ukazał i jak wyglądał.Źródło: Wikipedia.

Magnetofon szybko zawitał do sklepów w innych, zachodnich krajach i co ciekawe – pod różnymi nazwami, bo lokalni marketingowcy nie chcieli używać tzw. Wasei-eigo – japońskich słów powstałych z języka angielskiego. Był więc „Freestyle”, „Stowaway” i „Sound-about”, ale ostatecznie najlepiej przyjął się „Walkman” – i to tak mocno, że wkrótce stał się synonimem małego odtwarzacza ze słuchawkami, bez względu na to, kto go produkował. W angielskim języku stał się odpowiednikiem naszych „adidasów”. Od 1980 roku i premiery w USA rozpoczęła się era Walkmana!

Czytając w sieci historię odtwarzacza, widać wyraźnie z jak ogromnym opóźnieniem docierały do Polski różne nowinki techniczne, a niektóre nie pojawiły się chyba wcale. Sony od samego początku zmniejszało rozmiar urządzenia – najpierw w 1981, a potem w 1983 roku, gdy pojawiła się wersja ultrakompaktowa, nieco większa od kasety. System redukcji szumów Dolby oraz radio FM to rok 1982. Były też warianty z pilotem oraz zasilane baterią słoneczną. W ciągu dziesięciu lat od premiery w Japonii, Sony sprzedało ponad 100 milionów Walkmanów na całym świecie. Po 20 latach, w 1999 roku, było to już 186 milionów – i wciąż mówimy tylko o produktach Sony, nie wspominając o „walkmanach” innych dużych firm oraz wszelkich klonach i podróbkach.

Markowy walkman zwykle nie zaskakiwał niemiło wkręconą taśmą - wszystko działało bez zarzutu.Źródło: fotografia własna.

Kiepski Walkman < zjawiskowy iPod - nie lekceważy się mocy MP3

Nazwa „Walkman” towarzyszyła firmie Sony również w czasach, gdy era kaset magnetofonowych oraz późniejszych Discmanów przeszły do historii. Firma próbowała podbić rynek odtwarzaczy cyfrowych na początku XXI wieku, ale tu już zaczęło się pasmo złych decyzji. Pierwszy cyfrowy Walkman wymagał osobnego pendrive’a – nie miał wbudowanej pamięci Flash. Jeszcze gorszym rozwiązaniem był jednak własny format plików ATRAC, by walczyć z piractwem i wspierać artystów skupionych w Sony BMG.

Brak kompatybilności z powszechnym formatem MP3 okazał się równie dużym błędem, co przeoczenie androidowej rewolucji przez Nokię. Świat cyfrowej muzyki został zdominowany przez Apple i jego iPoda oraz sklep iTunes. Cyfrowe odtwarzacze Sony nie liczyły się na rynku. Nie pomagało sygnowanie niektórych telefonów Sony Ericsson logiem Walkmana. Japończycy przegrywali nie tylko z gigantem z Kalifornii, ale i odtwarzaczami od Creative’a, koreańskiego iRiver czy egzotycznego Rio.

Miałeś Sony PSP – miałeś Walkmana!

Koniec końców, minimalnego sukcesu poszukano gdzie indziej. Oddział Sony Computer Entertainment w 2004 roku ogłosił swojego handhelda Sony Portable „prawdziwym Walkmanem XXI wieku” – nie tylko odtwarzał muzykę w autorskim formacie Sony oraz MP3, ale i pozwalał na granie w gry gdziekolwiek się nie było!

Stary Android za 1900 zł dla audiofilów z sentymentem

Dziś oryginalny, niebieski Walkman TPS-L2 jest cenionym gadżetem na serwisach aukcyjnych. Jego ceny potrafią przekraczać 1000 dolarów zależnie od stanu. A Sony nadal ma w swojej ofercie Walkmany, tyle że nowoczesne, cyfrowe – i bardzo drogie! Dlaczego? Japońskie wersje iPoda są trochę jak aparaty fotograficzne we flagowym telefonie Sony Xperia – podobne, jak u innych, ale… takie bardziej „Pro”.

Współczesne Walkmany to sprzęt dość drogi i bardzo niszowy. Źródło: Sony. - Walkman budził niegdyś pożądanie jak dziś najnowszy iPhone. Dziś kończy 45 lat, a ja wciąż miło go wspominam - wiadomość - 2024-07-01
Współczesne Walkmany to sprzęt dość drogi i bardzo niszowy. Źródło: Sony.

Sprzętowo zapewniają ponoć lepszą jakość dźwięku, niż to, co oferują smartfony. Całość oparta jest jednak na zwykłym Androidzie i starym procesorze, co psuje trochę wrażenia z obcowania z tym urządzeniem – zwłaszcza, że w oficjalnym sklepie Sony trzeba za niego zapłacić 1900 zł – tylko za słuchanie muzyki i zacinający się system Android z jego apkami, bez możliwości wsadzenia karty SIM. W takim wypadku, jeśli naprawdę ma się sentyment do loga i nazwy Walkman, chyba lepiej dołożyć i kupić oryginalnego, niebieskiego, na kasety. Walkmana z duszą!

Dariusz Matusiak

Dariusz Matusiak

Absolwent Wydziału Nauk Społecznych i Dziennikarstwa. Pisanie o grach rozpoczął w 2013 roku od swojego bloga na gameplay.pl, skąd szybko trafił do działu Recenzji i Publicystki GRYOnline.pl. Czasem pisze też o filmach i technologii. Gracz od czasów świetności Amigi. Od zawsze fan wyścigów, realistycznych symulatorów i strzelanin militarnych oraz gier z wciągającą fabułą lub wyjątkowym stylem artystycznym. W wolnych chwilach uczy latać w symulatorach nowoczesnych myśliwców bojowych na prowadzonej przez siebie stronie Szkoła Latania. Poza tym wielki miłośnik urządzania swojego stanowiska w stylu „minimal desk setup”, sprzętowych nowinek i kotów.

Lepiej uważaj na WiFi w miejscach publicznych. Haker tworzył fałszywe sieci na lotniskach i w samolotach, żeby wykradać dane podróżnych

Lepiej uważaj na WiFi w miejscach publicznych. Haker tworzył fałszywe sieci na lotniskach i w samolotach, żeby wykradać dane podróżnych

Apple liczy na dużą sprzedaż iPhone'a 16, firma miała zwiększyć zamówienie na procesory

Apple liczy na dużą sprzedaż iPhone'a 16, firma miała zwiększyć zamówienie na procesory

Trudno się w nich nie zakochać, zwłaszcza że są teraz w tak świetnej cenie. Samsung Galaxy Buds2 Pro to słuchawki, które zacierają wszystkie bariery językowe

Trudno się w nich nie zakochać, zwłaszcza że są teraz w tak świetnej cenie. Samsung Galaxy Buds2 Pro to słuchawki, które zacierają wszystkie bariery językowe

Sztuczna inteligencja ma ogromny apetyt na energię. Przez swoje AI, Google ma spory problem z byciem „eko”

Sztuczna inteligencja ma ogromny apetyt na energię. Przez swoje AI, Google ma spory problem z byciem „eko”

Autostrada najeżona czujnikami i kamerami. Tak przyszłość dróg widzi USA, pierwszy odcinek już powstaje

Autostrada najeżona czujnikami i kamerami. Tak przyszłość dróg widzi USA, pierwszy odcinek już powstaje